środa, 9 lipca 2014

One-shot II |Postawa wilka|

 For K-Panda
Siedziałam na łące i obserwowałam, jak trawa porusza się bezwładnie na wietrze. Korzystałam z chwili ciszy, której w moim życiu było tak niewiele. Rodzina, szkoła, to miasto – zawsze słychać sprzeczność.
Poderwałam się na równe nogi, kiedy do moich uszów dotarł dziewczęcy krzyk. Odruchowo podniosłam się i ruszyłam w kierunku, z którego pochodził.
Zobaczyłam dziewczynę opartą o drzewo, w którą wpatrywał się ciemny wilk. Zauważyłam, że oczy wilka były smutne, nawet nie szczerzył kłów.
Podeszłam bliżej i stanęłam między nimi. Przykucnęłam i spojrzałam w oczy zwierzęcia.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytałam.
Odwrócił pysk w geście wstydu.
- Dziewczyno, możesz iść – powiedziałam, nie odrywając wzroku od wilka.
Dziewczyna uciekła, a ja przysiadłam na trawie.
- Teraz mi powiesz, co się stało? - zapytałam.
- Zabiłem – mruknął.
Przez chwilę jego słowo odbijało się echem w mojej głowie, aczkolwiek przymknęłam powieki i westchnęłam ciężko.
- Czasem trzeba zaakceptować to, co się zrobiło – otwarłam oczy i zobaczyłam, jak oczy wilka połyskują się w świetle promieni słońca.
Po chwili jego oczy się śmiały. Uśmiechnęła się szeroko i objęłam zwierzaka.

Poczułam mocny ból głowy i otwarłam oczy. Leżałam, gdzie: na ziemi, razem z pościelą.
- Co ja...? - powiedziałam zdezorientowana. - A tak, szkoła...
Ubrałam się i opuściłam pomieszczenie.
Kiedy zrozumiałam, że spotkanie z tym wilkiem było zwyczajnym snem, wróciłam do porządku dziennego,
Jednakże nie był to jedyny raz, kiedy śniłam o nim. Często rozmawialiśmy w moich snach. Tak wiem, dziwne... dziewczyna rozmawiająca ze zwierzętami! To się działo tylko w mojej głowie!

Zaśmiałam się donośnie.
- Co Cię tak bawi? - zapytał Kris, gdyż tak prosił, żeby go nazywać.
- Nie bawi, smuci – powiedziałam spokojnie.
- Co się stało?
Upadłam plecami na trawę i wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo.
- Przeprowadzam się do Korei, ponieważ ojciec dostał awans – ciągle mówiłam spokojnie,
- To znajdę Cie tam – powiedział poważnie.
Poderwałam się na równe nogi.
- Co ty pieprzysz?! - powiedziałam zdziwiona. - Przecież ty jesteś wytworem mojej wyobraźni!
- Kto tak powiedział? - zaśmiał się.
~ Wszystko, w co wierzyłam, runęło – powiedziałam w myślach.
Wilk odszedł w kierunku lasu, lecz nim zdążyłam zamrugać, nie było wilka tylko jasnowłosy chłopak niewiele starszy ode mnie.

Otwarłam oczy i wpatrywałam się w sufit.
- Czy ja, do cholery zawsze muszę się budzić na ziemi?! - warknęłam na głos.

~*~
Poczułem mocne uderzenie w nos, czego skutkiem było tryśnięcie krwią. Zasłoniłem dłonią zranione miejsce, lecz szkarłatna ciecz zaczęła kapać na podłogę.
~Głupie fanki, kiedyś życie przez nie stracę – pomyślałem.
Kumple z zespołu odciągnęli mnie od dziewczyn i pomogli zatamować krwawienie.
- Powinieneś bardziej uważać – skomentował Tao.
- Zamknij się, Panda – warknąłem.
Często zdarza się nam, że ucierpimy w miejscu publicznym, a najczęściej na lotnisku. Każdy powrót z Chin ma swoje konsekwencje.
- Gdzie ten menadżer? - powiedziałem zirytowany.
*Przed dostaniem w nosek i po*
- Zaraz powinien być – uspokajał mnie Luhan.
* Samolot z Polski właśnie wylądował na pasie startowym. Proszę o podejście do bramki numer 7 * - poinformowała informatorka.
Spojrzałem na bramkę, nieoczekując niczego. Tak się złożyło, że siedzieliśmy obok. Trzymałem przy nosie zakrwawioną chustkę, która wypadła mi z dłoni, kiedy ze wcześniej wymienionej bramki wyszła brązowowłosa Polka.
Poderwałem się na równe nogi i obserwowałem ją. Była z lekka zdezorientowana, lecz kiedy zboczyła rodzinę, na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Co, zakochałeś się w tej brunetce? - powiedziała Panda.
Złapałem go obiema rękami za koszulkę, po czym spojrzałem poważnie w jego ciemne oczy.
- Tao, to ONA – powiedziałem stanowczo i powoli.

~*~
Tak właśnie przybyłam do nowego kraju. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe życie.
Minęła noc i czułam się dobrze, w miarę. Czułam lekki żal, że nie spotkałam dzisiaj Krisa.
~ To znajdę cię tam – usłyszałam w głowie.
Zamknęłam oczy i zobaczyłam, jak się przemienia z wilka w człowieka.
- Ostatni raz go wtedy widziałam – powiedziałam do siebie.
Podniosłam się i wyjrzałam przez okno. Mieszkałam w dużym apartamencie z rodzicami i starszą siostrą, którą mam dość. Mówiąc krótko. Za oknem znajdował się park, który już był oblężony przez dzieci. Wyciągnęłam spod poduszki komórkę.
Godzina 12:47; 28 Lip 2014; PONIEDZIAŁEK
- Nie lubię poniedziałków – skomentowałam na głos.
Wyszłam z łóżka i podeszłam do szafy, Wyciągnęłam ubrania i pomaszerowałam do łazienki, która znajdowała się w pomieszczeniu obok. Tak każda sypialnia miała swoją łazienkę.
Po kilkunastu minutach opuściłam swoje nowe sanktuarium i podeszłam drzwi wejściowych. Znajdowały się tam tylko moje buty, co oznaczało, że zostałam sama.
Westchnęłam i obróciłam się na pięcie, po czym spokojnie weszłam do kuchni, która była, a raczej jest połączona z salonem. Podeszłam do stolika i sięgnęłam po pilota. Włączyłam pilota i moim oczyma ukazał się koncert EXO, powtórka. Pogłośniłam i podeszłam do części kuchennej, żeby przyrządzić sobie posiłek.
Po wykonanej czynności, usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać jakąś dramę.
* - Przecież Cię kocham!
- Nie możemy być razem, ponieważ jestem … *
- NUDA! - krzyknęła i wyłączyłam TV.
Odniosłam naczynia do zmywarki i ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam karteczkę:
„Kate masz od dzisiaj KARTĘ KREDYTOWĄ! ZASZALEJ!”
Pobiegłam z kartą w ręku do pokoju po torbę i kluczę. Następnie wybiegłam z mieszkania, zamykając je na cztery spusty.
Zwiedzałam Seoul i była pod wielkim wrażeniem.
- Chyba żartował, mówiąc, że mnie tu znajdzie – skomentowałam.
Weszłam do największej galerii i dosłownie szczęka mi opadła.
~To w chuj duże – pomyślałam.
Zaczęłam chodzić po różnych sklepach, aż trafiłam do sportowego. Zauważyłam piękną deskę, która spodobałby się mojej przyjaciółce z Polski.
Uśmiechnęłam się i postanowiłam ją kupić. W końcu, przylatuje za kilka dni, aby iść na studia.
Kilkoro Koreańczyków spojrzało na mnie z ukosa, ale nie interesowało ich to. Nie to, co w Polsce. Wyszłam z tego sklepu i szłam do następnego. Urzekła mnie bluza z wilkiem. Tak bardzo przypominała mi o Krisie. Oczywiście kupiłam ją i parę innych T-shirtów. Po zapłaceniu poszłam jeszcze do obuwniczego i sportowego. Znalazłam super buty i torbę na deskę. Logiczne, w jakich sklepach.
Miałam zamiar opuścić budynek, lecz poczułam, że ktoś wbija we mnie swój wzrok. Nie był to byle jaki, znajomy i smutny.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam się, aczkolwiek niczego takowego nie zobaczyłam. Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam do wyjścia.

~*~
Znowu ją spotkałem, lecz nic nie zrobiłem. Uciekłem, jak jakiś tchórz! Teraz wiem, że jest szczęśliwa i jaki ma styl. Może, kiedy zacznę się do niej zbliżać, to z początku zachowam „wilka” dla siebie.
- A ty co? Laskę widziałeś? - podszedł do mnie Sehun.
- Nie twoja sprawa – warknąłem.
Przez pakt, który nas obowiązuje, nie możemy się ujawnić. Tylko i wyłącznie Tao wie o Kate i tak musi zostać.
Trafiłam do niej snu przypadkowo, szukałem zrozumienia po tym, jak zabiłem pewną dziewczynę w przypływie furii. Bardzo przeżywałem, lecz właśnie ona uświadomiła mi, że mogę żyć dalej.

~*~
Minęło kilka dni i czekałam na lotnisku, na przyjaciółkę. Trzymałam w ręce prezent dla niej.
Przez ostatnie dni jestem obserwowana, lecz kiedy się odwracam, nie ma niczego. Nawet tu w terminalu, odczuwam to samo. Odwróciłam się i nie ma nikogo. Westchnęłam i spojrzałam na bramkę,z której zaczęli wychodzić podróżni z Polski.
Kiedy zobaczyłam czerwonowłosą, od razu ucieszyłam się i podbiegłam do niej. Dziewczyna ciągnęła za sobą torbę i miała też swoją prywatną torebkę, a raczej torbę z logo jej ulubionego zespołu.
Przytuliłyśmy się i obie rozpłakałyśmy się.
- Tęskniłam – jęknęła.
- Ja też - mruknęłam. - mam coś dla ciebie.
- Ja również – odpowiedziała.
Odsunęłyśmy się od siebie i jednocześnie podałyśmy sobie prezenty.
- Polski żurek!?
- Deska – powiedziałyśmy jednocześnie.
Zaśmiałyśmy się donośnie i przyjęłyśmy je.
Pojechałyśmy taksówką do jej ciotki Monic i po rozpakowaniu pudeł poszłyśmy na spacer. Pauline za wszelką cenę chciała wypróbować nową deskę.
Poszłyśmy do skateparku.
Zielonooka świetnie się bawiła. Nawet pobiła kilku całkiem dobrych chłopaków i wyrywała kolejnych. Zaśmiałam się i odwróciłam, żeby zawiązać sznurówkę. Podniosłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam krzyki. Zobaczyłam, że moja przyjaciółka upadła i to w dodatku na chłopaka, całując go w usta.
Natychmiast się odsunęła i zaczęła przepraszać. Ten tylko machnął ręką.
Podbiegła do mnie, a ja poczułam ukłucie w żołądku. Spojrzałam na chłopaka, z którym całowała się przyjaciółka. Wyczułam od niego tą samą aurę, którą wyróżniał się Kris. Jednakże po chwili wybuchłam śmiechem, z powodu koloru jego włosów.
- Idziemy – pociągła mnie czerwonowłosa.
Poszyłyśmy i kupiłyśmy sobie lody. Śmiałam się, ponieważ ta mądra kupiła tęczowe!
Lecz tu był mój błąd. Wróciłam się i całe lody spoczęły na torsie jakiegoś chłopaka.
- Jezu! Sorry! - pisnęłam.
*Ubiór Kris'a tego dnia i deska *.* xD *
Sięgnęłam po chusteczki i zaczęłam wycierać plamę, a moja towarzyszka śmiała się w najlepsze.
- Spokojnie to nic wielkiego! - powiedział i dopiero wtedy na niego spojrzałam.
Wydawał się znajomy, nawet bardzo.
- Mój błąd – powiedział.
- Nie, bo mój – sprzeciwiłam się.
- Hę... - spojrzał na zielonooką. - Ty pocałowałaś epicko mojego przyjaciela. Całkiem niezła jesteś na desce.
- To tylko przypadek – powiedziała zawstydzona.
- Możesz mi podać swój numer? Przekaże mu go, gdyż ten chciał Cię zapytać, ale ulotniłaś się.
- Um, oke – przytaknęła.
- A ty możesz mi dać swój? - zawrócił się do mnie. - Wybaczcie, jestem Kris.
Moje serce zabiło mocniej.
- Jestem Kate, a to Pauline – odezwałam się, aby nie wzbudzać niczego.
- Ten gościu, no wiesz, to Sehun.
Wymieniliśmy się numerami i pożegnaliśmy się, ponieważ ściemniało się.

~*~
Minęło kilka tygodni i zaczęła się szkoła. Przez ten czas umawiałam się z krisem. Coraz bardziej dochodziłam do przekonania, że nie jest zwykłym człowiekiem i jest TYM KRISEM.
Poprosiłam go w końcu o spotkanie wieczorem w pewnej uliczce.
- Co się stało?! - zapytał przestraszony.
- Nic, chciałam Cię zobaczyć, tylko... - powiedziałam z uśmiechem.
- W porządku – odetchnął z ulgą i przytulił mnie.
- … tylko, w tej prawdziwej formie – dokończyłam.
- Co? - odsunął się.
- Myślałeś, że się nie dowiem?! - powiedziałam ponuro.
- O cholera – jęknął.
- Udało Ci się, znalazłeś mnie.
Chłopak odsunął się ode mnie i przemienił się, a po moich policzkach spłynęły łzy.
- Kocham Cię – szepnęłam.
- Nie możemy być razem, ponieważ jestem …
Podszedł do mnie w ludzkiej formie i otarł mi łzy. Potrzebowałam chwili na reakcję.
- Nie gadaj bzdur! To nie pieprzona DRAMA! - warknęłam i pocałowałam go w usta.
Kris odwzajemnił pocałunek i zaczęliśmy walczyć językami o dominację.
Poczułam, jak blondyn mnie popycha i uderzyłam mocno o mór.
- Przepraszam, nie panuje nad tym – powiedział zdyszany.
- Kocham Cię. Nie ważne kim jesteś – powiedziałam i przejechałam mu dłonią po policzku.
- To będzie trudne – powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Przysunął się do mojego ucha i poczułam jego ciężki oddech.
- Kocham Cię – szepnął. 


~*~
Również z tego bloga, na które nie znam hasła.

niedziela, 6 lipca 2014

"Six Times with Kris" Prolog

(LIZZ KAVISTE)
Miałem szczęście. I to kurewskie. Ktoś coś zgubił z moich papierów i muszę zdać specjalny test. Jeśli tego nie zrobię, wylecę z EXO. Takie mam kurewskie szczęście.
Osiem tygodni chodzenia na wykłady, a na końcu egzamin. Zespół się pewnie na mnie zawiódł i z wielką chęcią by mnie wywalili. Są dla mnie jak rodzina, ale ostatnio nadużywałem naszych relacji.
Wszedłem do budynku i uderzyło we mnie gorąco. Chciałem odwrócić się na pięcie i wyjść, lecz usłyszałem głosy.
- Hm! I co ty masz na sobie?! - powiedziała jakaś dziewczyna, jej ton świadczył, że czuła się jak diva.
- Przynajmniej nie mam tyle tapety na ryju, żeby szpachelką ją zgarniać – w głosie drugiej był wyczuwalny akcent innego kraju.
- Pożałujesz tego! - krzyknęła pierwsza.
Usłyszałem kilka jęków i dosyć mocny trzask.
Wyłoniłem się lekko za rogu i zobaczyłem, trzy Koreanki i jedną Europejkę. Europejka miała brązowe włosy i ubrana była całkowicie na luzie. Koreanki, które ją otoczyły, wyglądały jak prawdziwe divy. Brązowowłosa osunęła się po szafce na ziemię.
- Gówno mi zrobiłaś – burknęła pokrzywdzona.
Z jej ust leciała krew, również ze skroni.
- Jesteś pierdoloną divą i nic tego nie zmieni – dodała, podnosząc się.
- Ja przynajmniej mam kasę! A nie tak jak ty, że jesteś w tej szkole z litości! - warknęła Koreanka.
W końcu nie wytrzymałem i podeszłem do tych dziewczyn.
- Przesadzasz – krzyknąłem jej do ucha.
Dziewczyna odwróciła się i od razu zaczęła się do mnie kleić.
- Jesteś Kris! - pisnęła.
- Ten słodziak z EXO! - odezwała się jej kompanka.
Zacisnąłem dłonie w pięści i jednym płynnym ruchem uderzyłem divę. Dziewczyna uderzyła w szafkę i upadła na ziemię. Zaczęła płakać.
- Dlaczego? Oppa! - krzyknęła.
- Znęcanie się nad innymi jest najgorszą rzeczą, jaką chcę oglądać! - warknąłem.
- Ale, ale... to ona! - próbowała się usprawiedliwić.
- Masz kurwa pecha. Widziałem wszystko – powiedziałem spokojniej i zmarszczyłem brwi. - A teraz wypierdalaj! - wrzasnąłem.
Dziewczyny zmyły się, lecz Europejka została. Opierała się o szafkę i próbowała ustać na nogach.
- Chodź – rozkazałem.
- Czy ja prosiłam o pomoc?! - warknęła. - Przez takie coś mogę wylecieć!
- Wolisz być okładana? Daj se siana – machnąłem lekceważąco ręką.
Złapałem ją za nadgarstek i wyprowadziłam na zewnątrz. Następnie wrzuciłem ją do swojego samochodu na miejsce pasażera, a sam zasiadłem za kierownicą. Mogą uznać, że jej dzisiaj nie było. Zresztą mnie też.
Zajechaliśmy pod dorm mojego zespołu. Wszyscy byli na treningu, więc nikogo nie było. Opuściliśmy pojazd i pod przymusem poszła ze mną do środka.
Już w samym progu, zdziwił ją wystrój wnętrza. Prychnąłem coś niezrozumiałego pod nosem i złapałem ją za nadgarstek. Zaciągnąłem ją do salonu i tam kazałem jej usiąść.
Poszedłem do schowka po apteczkę i wróciłem.
Po kilku minutach jej rany były opatrzone. Krzywiła się, kiedy dezynfekowałem jej rany na twarzy i dłoniach.
- Zdradzisz mi swoje imię? Ja chyba nie muszę swojego – powiedziałem miło.
- Jestem Kate – odparła niechętnie.
- Nie pochodzisz stąd, więc skąd? - zapytałem.
- Polska – mruknęła.
- Uu, ciekawie – zagwizdałem.
- Jak ci się odwdzięczę? - zapytała.
- Nie musisz – powiedziałem lekceważąco.
- Nie! Pochodzę z takiego kraju, że muszę Ci się odwdzięczyć! - podniosła ton swojego głosu.
- Nie przekonam Cię – wzruszyłem ramionami. - Zrobimy tak. Za 8 tygodni mam egzamin. 6 lekcji z tobą i jesteśmy kwita – zaproponowałem.
- Oke.
- Pierwsze zajęcia w sobotę o 16:00. , tutaj – powiedziałem.
- Postaram się być – powiedziała i na jej twarzy zagościł uśmiech.
Z uśmiechem na twarzy naprawdę wyglądała ślicznie.
Tego dnia nie widziałem jej już w ogóle. Kilka godzin później zadzwonił menadżer, czemu mnie nie było na zajęciach. Mówiąc, nagła sytuacja zrozumiał, „coś ty kurwa okresu dostał?!”. Chciało mi się po części śmiać, lecz powiedziałem, że to, co zobaczyłem, nie było w moim stylu i musiałem przerwać.
Upiekło mi się. Jest czwartek, z wytęsknieniem czekam na zajęcia z młodą Polką – Kate.

 <*> 

wtorek, 1 lipca 2014

One-Shot I |Zaginiony|

(by Lizz Kaviste)
Przechodziłam właśnie przez hol terminalu w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą małą walizkę.
Nie marudzić!
Właśnie wróciłam z Niemczech, a wcześniej z Pekinu. Mój wuj ma bardzo fajną prace, jest architektem i podróżuje po całym świecie. W ramach moich osiemnastych urodzin, zabrał mnie ze sobą do Chin. Nie był to najlepszy prezent, jaki dostałam na urodziny. Moi rodzice podarowali mi coś, dzięki czemu mogę normalnie żyć. Otrzymałam „nowe serce” i mogłam zacząć wszystko od nowa.
Miałam słuchawki na uszach i nie zwracałam na nic uwagi. Miałam spotkać się z mamą tuż przed wyjściem po dwutygodniowej rozłące. Zatrzymałam się i spojrzałam na bramkę, z której wychodził blondwłosy Azjata. Tuż nad drzwiami świecił się napis „Pekin".
Westchnęłam ciężko i ruszyłam przed siebie, nucąc piosenkę „Baby don't cry". Jednak poczułam na sobie zimne i beznamiętnie spojrzenie. Nie odwróciłam się, a wręcz przyśpieszyłam.
Zaczęłam się nieco bać, lecz kiedy zobaczyłam swoją rodzicielkę, wszystko zniknęło.

Minął tydzień, odkąd wróciłam i znowu stałam się służącą we własnych domu. Siostra wykorzystuje mnie na każdym kroku. Ciągle tylko zrób to, zrób tamto. Staje się to męczące, a jeszcze nadwyręża to moje zdrowie. Z każdym dniem czułam się gorzej. Zaczęłam nawet strasznie kaszleć i pluć krwią. Oczywiście nie powiedziałam tego rodzicom. Starałam się utrzymać to w tajemnicy do końca zaliczenia semestru.
Słońce dawno zakończyło swoją podróż po widnokręgu i niebo spowiła ciemność. Jedynie gwiazdy oświetlały je, nadając mu ten urok. Wracałam ze sklepu, trzymając w ręce dosyć ciężką torbę. Dzisiaj miał odbyć się maraton filmów grozy w tv i nie chciałam go przegapić. Na dodatek każdy coś chciał.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na niebo.
- Dlaczego każdy jest szczęśliwy, tylko nie ja? - szepnęłam do gwiazd.
Nagle gwiazda przecięła niebo. Zawsze w takich chwilę myślę sobie jedną i tą samą rzecz. Chcę przeżyć przygodę, która odmieni nie tylko mnie, ale pozwoli mi komuś pomóc. W jednej słuchawce usłyszałam właśnie refren „Baby don't cry to night”. Zaśmiałam się. Dziwny zbieg okoliczności.
Ruszyłam przed siebie, lecz po chwili zatrzymałam się obok śmietnika, skąd dochodziły dziwne odgłosy. Odgłosy przypominały odgłosy walki. Wyłączyłam muzykę w komórce i zajrzałam do środka.
W Polsce dosyć popularne stały się śmietniki „obudowane”, czyli znajdujące się w środku jakiegoś baraku. Czasem były one za duże i zbierali się różni kibole.
Moim zielonym oczom ukazała się jak zawsze grupka kiboli z RCH. Mieszkałam na ich terenie, więc nie miałam się co dziwić, lecz tym razem coś było inaczej. Nie znęcali się na tymi z Górnika, tylko na jakimś blondynie. Dopiero po chwili dostrzegłam jego śmiertelne spojrzenie.
- Panda – szepnęłam.
Teraz mnie oświeciło. Widziałam tego blondyna na lotnisku, kiedy wracałam. Nie był to byle jaki Azjata. Tylko jedna osoba miała oczy podobne do pandy. Huang Zi Tao, znany jako Tao lub Panda Tao. Dyskretnie odłożyłam zakupy na ziemię i oparłam się o ścianę. Zastanawiało mnie, dlaczego Tao nie walczy, przecież był mistrzem sztuk walki. Jeśli dobrze pamiętam. Spojrzałam ponownie i zobaczyłam blondyna na ziemi.
- Kurwa! - syknęłam.
Nagle usłyszałam dzwonek mojej komórki. (klik)
- Jezu – powiedziałam zrezygnowana.
- Kto tam, kurwa jest?! - wrzasnął jeden z kiboli.
Weszłam powoli do środka i stanęłam przed nimi, wyłączając telefon.
- Ja nic nie robię. Nie specjalnie mnie to interesuje – powiedziałam znudzona.
- To wracaj do domu chłopcze, dorośli pracują – powiedział.
Poczułam ukłucie w żołądku.
Nikt nie spodziewał się, że podejdę i uderzę gościa. Dostał ode mnie trzykrotnie i osunął się na ziemię. Pomachałam trochę ręką, gdyż nieco zabolało.
- To trochę bolało – przyznałam. - Nazywam się Pauline i nie jestem chłopakiem. Zrozumiano? - burknęłam.
- Ty mała! - wrzasnął jakiś szatyn.
- Nie jestem „mała”! - warknęłam. - Nie porównuj mnie do tych małolat!
Szatyn podszedł do mnie i chciał mnie uderzyć, lecz ja wymierzyłam mu pierwsza cios w nos. Osunął się ode mnie i zaczął skomleć.
- Wolny jesteś – skomentowałam.
- Ty dziwko! Zaraz zamkniesz japę! - krzyknął kolejny.
Nagle wszyscy rzucili się na mnie. Było to nawet zabawne. Nic nie robiłam, a oni się okładali. Unikałam ich ciosów i przemknęłam powoli do Tao.
- Are you oke? - zapytałam.
- Jest w porządku – powiedział.
- U, znasz polski. Fajnie – uśmiechnęłam się szeroko.
Pomogłam mu wstać i oprzeć się o ścianę.
- Oż ty dziwko! Jeszcze do tego chińczyka się kleisz!
- Je! - zaśmiałam się. - Trafiłeś! Tao to chińczyk!
- Co? Skąd wiesz? - zdziwił się sam Zi.
- Osoba, którą zamierzam bronić to Huang Zi Tao, członek zespołu EXO-M – powiedziałam, uśmiechając cię chytrze i podnosząc jakąś rurę z ziemi.
- Kim jesteś do cholery?!
- Jak mówiłam. Nazywam się Pauline i jestem mangowcem – powiedziałam szczerze.
- Co?
- Twoja babcia Genia! - zaśmiałam się.
- Brać ją!
Westchnęłam ciężko.
Nie ważne czy mieli coś w ręku, czy nie. Po chwili wszyscy leżeli na ziemi i zwijali się z bólu.
- Jak … - burknął szatyn.
- Miałam zajęcia z boksu, karate i judo – powiedziałam.
Pociągnęłam Tao za rękaw kurtki i wyszłam z nim. Zabrałam torbę z zakupami i zaczęliśmy się kierować w stronę mojego bloku.
- Jeśli ktoś będzie się coś ciebie pytał, potakuj. Nawet jeśli ci się to nie podoba – powiedziałam stanowczo.
- Dlaczego to robisz? - zapytał.
Zatrzymałam się.
- Dlaczego? Dobre pytanie – powiedziałam spokojnie.
Przeszłam z nogi na nogę.
- Wszystkie fanki pewnie by się we mnie wtulały i jęczały.
- Mówiłam, jestem mangowcem – powtórzyłam. - Dlaczego?
- Czekam, aż odpowiesz.
- Nie wiem. Impuls? Nie znam żadnych sztuk walki. Mam fotograficzną pamięć – powiedziałam.
- Jak to? To, co im zrobiłaś, było niezwykłe...
- …i może mnie kosztować życie – przerwałam mu.
- Co?
- Od miesiąca mam nowy narząd, lecz on wysiada – przyznałam.
Zaczęłam kaszleć. Zakryłam ręką usta dłonią. Po chwili kaszlu, na mojej dłoni pojawiła się krew.
- Musisz iść z tym do lekarza!
- Nie mogę! Muszę zdać zaliczenia! Mam maturę w tym roku! Nie było mnie dwa tygodnie, ponieważ byłam w Chinach z wujem!
- Życie jest ważniejsze. Nie możesz go tak lekceważyć! - wrzasnął, a jego spojrzenie mnie przeraziło.
Cofnęłam się o krok. Czułam się, jakby patrzył na mnie Aomine z KnB. Przełknęłam ślinę. Kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- A co, jeśli chcę umrzeć? - zapytałam. - Co, jeśli nie powinnam nigdy się urodzić?
- Stul pysk – warknął.
- Nie. Moje życie powinnam dawno skończyć. Ja nie chce być służącą! - poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
- Masz piękne oczy, mówił ci to ktoś? - zapytał nagle.
- Tak, mówią mi to – powiedziałam lekko przerażona.
- Kiedy znajdę to, co szukam, to zabieram cię do Korei – powiedział stanowczo.
- Korea... zaraz. Moment. Czego ty szukasz? - zaplątałam się.
- Pewnej osoby, która powiedziała mi w twarz, że jestem „egoistycznym dupkiem”.
- „Egoistyczny dupek” - powtórzyłam, kładąc palec na policzku.
- Masz podobny głos do niej i włosy – zauważył.
- Czerwone są unikalne – zaśmiałam się.
Rozległ się dźwięk mojej komórki. (klik)
- Kurwa, znowu ona – odrzuciłam połączenie.
- Ładne słownictwo – skomentował.
- Gdyś miał taką siostrę... a nie ważne. Chodź. Pomogę ci – powiedziałam.
- Dobra.
Zrobiłam dwa kroki do przodu, kiedy zaświeciła mi jedna myśl.
- Dlaczego ty nie walczyłeś? - zapytałam.
- Nie chciało mi się – powiedział i zaśmiał się.
Spuściłam głowę i ścisnęłam mocniej reklamówkę. Ruszyłam bardzo szybko przed siebie. Chłopak dogonił mnie i szedł równie szybko co ja.
Wcisnęłam kod do drzwi i otwarłam je. Weszliśmy schodami na drugie piętro i podeszliśmy do mieszkania nr 15. Położyłam dłoń na klamce i spojrzałam na Tao.
- Pamiętaj, potakuj – przypomniałam.
- Dobra – powiedział.
Weszłam do środka i wpuściłam blondyna. Zamknęłam drzwi i położyłam zakupy na ziemię.
- O, wróciłaś – podeszła moja siostra. - A to kto?
- Mój chłopak – spojrzałam z uśmiechem na Zi.
- Tak – przytaknął. - Jestem Huang Zi Tao, można mówić mi Tao.
- Mamo, tato! Pauline ma chłopaka! Na dodatek Azjate! - powiedziała głośno.
Do przedpokoju weszli moi rodzice i zlustrowali go spojrzeniem.
- Jestem Huang Zi Tao, wszyscy zawracają się do mnie Tao – przedstawił się.
- Panda – zaśmiałam się.
- Pauline! - skarcił mnie ojciec.
- Tak tatko?
- Bez szaleństw – powiedział i poszedł z mamą do pokoju.
Moja siostra protestowała.
- Wybacz – szepnęłam.
- Spoko.
Rozebrałam się i weszłam do kuchni z siatką. Wzięłam to, co kupiłam dla siebie i weszłam do pokoju, a blondyn cały czas chodził za mną.
Zamknęłam drzwi na klucz i łączyłam komputer. Zi siedział na moim łóżku i przyglądał się zdjęciom powieszonym na tablicy.
- Zmieniłaś kolor włosów – zauważył. - Dlaczego?
- Ponieważ lubię B.A.P – przyznałam, wpisując hasło do komputera.
- Yongguk opowiedział mi w zeszłym roku o dziewczynie, która napisała do niego wiadomość o operacji i więcej się nie odezwała. Myśli, że nie żyje.
- Jak widać … - zacięłam się.
- Co się stało?
Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi i przykucnęłam.
- Ania spierdalaj! - wrzasnęłam.
- Ja nic nie robię! - krzyknęła.
Westchnęłam ciężko i usiadłam na krześle.
- Jak zamierzasz mi pomóc?
- Może powiesz mi, w ogóle jak do tego doszło, że nazwała cię tak, a nie inaczej?
Specjalnie w śniegu, ponieważ widzieli się w Grudniu.
- Wychodziłem z domu i poszedłem do parku, a spotkałem grono moich fanek. Wtedy ją zauważyłem. Siedziała na ławce i nie zwracała na mnie uwagi. Słuchała muzyki i rozglądała się po okolicy. Przeprosiłem fanki i podszedłem do niej. W ten sposób mogłem się oderwać od tych dziewczyn. Przedstawiłem się i zaproponowałem jej lunch. Zgodziła się. Spotykaliśmy się codziennie przez tydzień. Nie miałem nic w planach. Miałem wolne, więc tak wyszło. Bardzo mi się spodobała. Po tygodniu zaśpiewałem dla niej. Zdawała być zauroczona, więc chciałem ją pocałować, lecz ona uderzyła mnie i powiedziała to, co
powiedziała. Płakałem całe dnie, dopóki nie postanowiłem przylecieć tu – zaśmiał się.
- Słodkie – skomentowałam.
- Jak zamierzasz ją znaleźć?
- A skąd wiedziałeś, że gdzieś tu mieszka?
- Znalazłem jej notes, w którym był adres i parę innych rzeczy. Ładnie opisała Pekin i nasze spotkania.
- A przeczytałeś jej imię i nazwisko? - uniosłam brew do góry.
- Tak. Pauline Stein – powiedział – ale chciała, aby mówić do niej Yucchi.
Podeszłam bliżej niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie zastanowiło cię, dlaczego sprowadziłam cię tu i taką szopkę robię?
- Nie – powiedział zdziwiony.
- Ponieważ znalazłeś to, co szukałeś... - przyznałam się.
Jego oczy otwarły się szerzej i wstał. Był ode mnie wyższy o ponad głowę.
- Pytałeś dlaczego. Przypomniałeś mi dlaczego, zostawiłam wszystko w Pekinie.
- Dlaczego? - złapał mnie za ramiona.
- Byłam z wujem i nie mogłam sobie na nic pozwolić. Na dodatek, kiedy zrozumiałam, że jesteś aż tak sławny, nie wiedziałam co robić. Mówiłam, moje życie się kończy... - powiedziałam smutno.
- Głupia! - rozczochrał mi włosy.
Czułam łzy w oczach, lecz nie pozwoliłam im wypłynąć. Widząc uśmiech Tao, nie wiedziałam co robić.
- Proszę nie mów mi tu o śmierci – powiedział.
Nagle poczułam, jak nasze usta się stykają. Blondyn przytulił mnie, a ja zrobiłam to samo.
Nasz pocałunek stawał się coraz namiętniejszy, kiedy nagle odsunęłam się i spojrzałam w jego oczy.
- Naprawdę czytałeś mój pamiętnik? - zapytałam.
- Oj! - cofnął się o krok.
Rzuciłam mu się na tors, co spowodowało, że opadliśmy na łóżko.
- Przepraszam.
- Spokojnie. Już jest dobrze...
- Dlaczego wczoraj na internecie, napisali, że zaginąłeś?
- Ponieważ, zgubiłem telefon - zaśmiał się uroczo.
- Bakayoru – skomentowałam.



~*~
Opowiadanie z mojego starego bloga, na który zapomniałam hasło i login xP
Myślę, że się podoba. Choć wątpię, że napiszę coś o Tao, bo od pewnego czasu cierpię na PANDOFOBIĘ i na widok Tao uciekam. Tak, jestem dziwna.